tu bardzo ucierpiała i — nie dziw! Przecież powstało tu miasto, przebiegła kolej, srożyła się wojna, a ogień, towarzysz człowieka, zażądał też ofiar bez liku. Puszcza została tu mocno przetrzebiona, a nawet całkiem znikła na jednym odcinku, gdzie teraz zbiega ku wodzie brzeg nagi, łąkowy — bogate pastwisko dla trzody.
Głęboka, czysta toń jeziora ukazuje białe dno, grzywy wodorostów i ryby — mieszkanki głębi. Z trzcin nadbrzeżnych z łopotem zrywają się dzikie kaczki i — czujne a płochliwe — opadają na odkryte miejsca; perkozy czubate bezdźwięcznie, nie wspieniwszy wody i nie plusnąwszy, dają nura i wypływają hen — daleko, oglądając się wokół. Gdzieś kwili jastrząb i grucha turkawka. Na północ od Necka odchodzi długa i szeroka zatoka, zwana jeziorem Rospuda. Okalają ją zarośla nadbrzeżne, gąszcz stłoczonych krzaków i obfitość sita; tu w haszczach wpada rzeczka tejże nazwy, wijąca się wśród krzaków, zwisających nad jej powolnym prądem, niby olbrzymia węgorzyca, cała w oplocie pędów lilij wodnych i grzybieni. Źródła jej biją z ziemi, gdzie ongiś gospodarzył pan w czerwonym pałacu, wspaniały dziwak — Pac. Tuż nad jeziorem przykrą plamą znaczy się stara „binduga“ — dwa wysoko wzniesione przylądki — nagie, poorane piasczystemi bruzdami po spuszczanych na wodę pionach sosnowych z porębów okolicznych. Cicho tu jest, tak cicho, że człowiek drgnie, gdy ryba pluśnie wśród grążeli i zaszeleści jej sztywnemi liśćmi. Widocznie oddawna nikogo tu nie było, bo szara czapla w zadumie tkwi na zwalonym pniu, czatując na ryby czy też drzemiąc spokojnie.
Necko łączy się z długiem jeziorem Krechowieckiem przezwanem też trafnie — Białem. Blada w niem woda i białe dno, po niskich brzegach płaty białej piany, a nawet niebo nad niem jest bledsze, niemal białe. Zgiełkliwe to jezioro! Turkocze tartak, pokrzykują flisacy, sortując tratwy, buduje się gmach yacht-klubu, dobiegają odgłosy z koszar ułańskich; na przeciwległym brzegu harcerze rozbijają namioty, jęczą rybitwy, jakiś włóczęga — żebrak, zaszywszy się w haszcze, zarzuca wędkę i śpiewa coś fałszywie.
Śluza Przewięź otwiera przejście do jeziora Studzienicznego. Jest to już druga śluza; pierwsza bowiem znajduje się w samym Augustowie; budował ją przed r. 1830 porucznik inżynier Jodko. Dokoła jeziora skupił się bór sosnowy, wybiegający na wysunięte daleko przylądki. Na jednym z nich widnieje biała kapliczka, a dalej wśród drzew — drewniany kościołek z cudownym obrazem, do którego z Augustowa udaje się doroczna procesja.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.