Tenna obnażył lewe ramię i na niem szkarłatem płonąć zaczął wytatuowany i zalany drogą purpurową farbą kwiatek chryzantemy, godło boskiego rodu Dżinmu-Tenna.
— Mikado! — jęknął samuraj, padając na twarz.
— Wstań! — rozkazał władca. — Jesteś moim przyjacielem, gdyż stal nas połączyła. Nikt, jak ziemia stoi, nie miał w obecności Mikada broni przy sobie. Tobie nadaję to prawo, Konosuke, z samurajskiego rodu Abiko!
Wylękniony samuraj nie śmiał się podnieść i spojrzeć w oblicze bóstwa.
Z trudem zmusił go do tego Mikado, a później długo rozmawiali ze sobą, jedli ryż, pili herbatę i modły przed ołtarzem przodków zanosili, stojąc ramię przy ramieniu, rycerz-samuraj i bóg-Mikado. Późno w nocy władca opuścił dom Abiko, a w godzinę po nim porzucił go także samuraj, mknąc, co koń wyskoczy, w stronę Hiogo, gdzie stały zbrojne oddziały Owasi i potężnego dajmio Satsumy.
Mikado nie chciał nocą powracać do swego schroniska, gdyż słudzy Szoguna czaili się wszędzie i chwytali każdego przechodnia, wzbudzającego w nich podejrzenie. Ujrzawszy niewysoki płot, przeskoczył go i znalazł się w niewielkim ogrodzie, terasami zbiegającym do wartkiego strumyka. Nikt nie spostrzegł
Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.