Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

Opuściła się na kolana przed młodzieńcem i pokłon mu do ziemi złożyła.
— Nie znam imienia twego, sanwo[1], — szepnęła dziewczyna. — Czekałeś na mnie, szlachetny panie, gdyż szlachetność widzę w twoich oczach, twarzy, czynach i słowach. Pozwól więc, że wymienię imię swoje. Nazywają mię Haru[2]-San...
— Dobrze się nazywasz — uśmiechnął się Mikado — bo jesteś, jak wiosna!
— Arigato! dziękuję! — rumieniąc się, zawołała dziewczyna. — Czekałeś na mnie, szlachetny sanwo, więc masz mi coś do powiedzenia? Rozkazuj, spełnię wszystko!
Mikado zamyślił się głęboko. Zmarszczkami pokryło się wysokie, śmiałe czoło, a oczy mgłą się powlekły.
— Słuchaj, Haru-San — rzekł wreszcie, spojrzawszy na zapatrzoną w niego musme. — Słuchaj! Mam żonę... Jest piękna jak kwiat lotosu, kochana jak niebo pogodne... Haruka ma na imię.
— Haruka?... — powtórzyła gejsza. — Haruka — to imię boskiej cesarzowej, małżonki trzykroć błogosławionego Mikada?...

— To żona moja, to kwiat mojego serca! — szepnął Mikado. — Jestem Mutsu-Hito, 124-ty

  1. Sanwo — panie.
  2. Haru — wiosna.