Jeden z oficerów podbiegł, uniósł do góry, schwyciwszy za kosmyk włosów, głowę samuraja i podał ją kaiszaku. Ten oparł ją na rękojeści swego miecza i powolnym krokiem przeszedł przed siedzącymi świadkami, mówiąc:
— To jest głowa samuraja Taki Zenzaburo!...
Japończycy i cudzoziemcy powstali, i po wzajemnych ukłonach odeszli. Ceremonja była skończona. Odszedł wierny kaiszaku Sziro Sziba i oficerowie, pomagający mu.
W świątyni na szkarłatnym kobiercu, zalanym gorącą, szlachetną krwią, pozostało nieruchome ciało i leżąca obok na plice białej bibuły głowa tego, który przed kilku minutami był walecznym, kochającym ojczyznę i naród kapitanem Taki Zenzaburo.
O północy bonza bez szmeru otworzył wejście do świątyni Ikuta i zniknął.
Wtedy do świątyni wślizgnęły się dwie niewieście postacie. Na klęczkach podpełzły do złowrogiego miejsca dumnej kaźni i, pochyliwszy się, coś szeptać zaczęły, zginać się w pokłonach do ziemi, ręce do Waka-Hirumeno-Mikoto wyciągać i łkać, łkać, łkać... aż do świtu...
Kogo kryły ciemne, szerokie płaszcze, nasunięte na głowy i zasłaniające twarze?
Może to były płatne pogrzebowe płaczki, które czekały, aż samuraje zabiorą ciało swego bojo-
Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.