Wszyscy w Nagasaki znali starego Fumio Jano. Tak przyrósł do tego portu, jak muszla „midżio“ przyrasta do dna łodzi rybackich. Nazywano go nie Fumio Jano, lecz poprostu „starzec z zawiniątkiem“, a to dlatego, że nigdy nie widziano go bez długiego, wąskiego pakunku, owiniętego w kilka warstw bibuły i szmat. Dźwigał go zawsze pod pachą i nigdy się z nim nie rozstawał.
— Jakie skarby masz w tym pakunku, Jano? — pytano nieraz starca.
Uśmiechał się zwykle na to i odpowiadał:
— Watakusino tamasi! Dusza moja!
— Bacz, — śmiano się z niego, — aby ci nie skradziono duszy!
— Wtedy umrę! — odpowiadał poważnym głosem i wlókł się dalej.
Dziś stary czuł się bardzo źle, — gorzej niż kiedykolwiek. Wydał ostatnie seny, zarobione przy sortowaniu podmoczonej bawełny, i już od dwóch dni daremnie szukał pracy.
Był to martwy sezon. Fabryki zmniejszyły ilość robotników, większe statki nie przychodziły,