Była to żona Hiaszi, wierna towarzyszka żeglarza. Przyniosła imbryk i nalała mężowi herbaty. Tojori poklepał ją po ramieniu i powtórzył:
— Zarobimy sobie na starość! Kupiłem wodorosty tanio, pomimo, że są w najlepszym gatunku, i dobrze sprzedam je w restauracjach w Modżi i Szimonoseki, Wmiko!
— Chaj! Tak! — odparła wesołym głosem.
Umilkli, patrząc na morze i na to, co się działo na pokładzie krypy. Trzech majtków pracowało. Jeden stał przy sterze, dwóch innych naprawiało stary żagiel; od czasu do czasu jeden z majtków wstawał i szedł do linek, idących od wydętych, brzemiennych wiatrem żagli, odpuszczał je lub przykrócał.
— Chejso! — krzyknął nagle sternik. — Chejso![1]
W głosie majtka była trwoga, i Tojori natychmiast podszedł do niego.
— Co ci się stało? — spytał, patrząc na niego ze ździwieniem.
Sternik w milczeniu wskazał spracowaną dłonią wprost przed siebie.
Tojori Hiaszi spojrzał i spochmurniał.
— Zdążymy, czy nie? — rzucił krótkie pytanie.
— Nie! — mruknął majtek.
- ↑ Gospodarz.