Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

Całem zachowaniem, każdem słowem i ruchem zdradzali miłość wzajemną i triumfujące zakochanie.
Z radością spoczywały na tej pięknej parze oczy wszystkich. Nawet restauracyjni lokaje, szwajcar i kołyszące się na swoich trochę krzywych nóżkach służące, spotykali i odprowadzali ich uprzejmym i szczęśliwym uśmiechem.
Widziałem ich często wychodzących razem z teatru, cukierni i muzeów, znajdowałem siedzących w parku Hibia lub zwiedzających Ueno[1], a byli zawsze szczęśliwi i weseli, trzymali się za ręce i rozmawiali bez końca.
Doszedłem do tego, że wprost potrzebowałem widzieć ich codziennie; gdy zaś nie udało mi się spotkać ich w sali restauracyjnej, szedłem ich szukać w parku lub na Ginza. Potrzebni mi byli jak słońce, jak powietrze, byli najlepszem lekarstwem na moją tęsknotę.
I naraz wszystko znikło.
Pewnego wieczoru nieznajomy zjawił się przy swoim stoliku bez musme. Siedział zadumany i zgryziony. Palił papieros po papierosie i, ledwie zapaliwszy, wrzucał go do popielnicy. Patrzyłem na niego uporczywie, śledząc grę jego twarzy i ruchy, pełne rozdrażnienia.

— Co się stało z musme, świeżą jak kwiatek

  1. Ueno — duży park w Tokio z posągiem Buddy i grobowcami roninów.