niepamiętnych czasów w skale, stały, tonąc w zieleni i cieniu gajów, wille bogatych kupców z Jokohamy i potomków dajmio z Kamakury. Właściciele rzadko przyjeżdżali w to wiejskie ustronie, gdzie nic nie przypominało europejskich miejscowości leczniczych, pociągających do siebie śmietankę arystokracji japońskiej.
Na samym szczycie skały, ukrytej przed oczami ciekawych, od strony morza i od strony brzegu, mieścił się klasztor szinto i świątynia. Kilka malowniczych „tori“ — portyków prowadziło do nich, i ubodzy rybacy z osady byli tu dość częstymi gośćmi, ponieważ ze szczytu Jenoszimy cudny i rozległy widok odkrywał się na morze.
Pewnego razu, w maju, gdy na południowych stokach Jenoszimy zaczynały już kwitnąć różnobarwne azalje, grupa młodych rybaków i dziewczyn, silnych i ogorzałych, weszła w ogrodzenie klasztoru i, złożywszy skromne ofiary do skarbony, strzeżonej przez staruszka-bonzę, skierowała się ku kwitnącym krzakom. Chłopcy usiedli przy dziewczynach i, trzymając je za ręce, niby z bronzu rzeźbione, napawali się widokiem wspaniałych kwiatów i bezbrzeżną, turkusową pustynią oceanu.
— Taj — joo ojobi mizu![1] — zawołał młody rybak Soni Kamura.
- ↑ Słońce i woda.