Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko na świecie zasłoniła sobą ta postać męska, błyski tych rozmarzonych oczu wielkiego pana.
Nie wiedziała mała Kallio Kanni, nieznana nikomu gejsza-miako, że oczy jej pieściły potomka możnego rodu Tokugawy.
Wkrótce przyszła kolej na jej taniec. Tańczyła, nie spuszczając oczu z dumnej twarzy młodzieńca, tańczyła tylko dla niego jednego, tańczyła, nic poza nim nie widząc i tylko instynktem wyczuwając rytm orkiestry, złożonej z koto i semisenów.
Gdy skończyła, młodzieniec zaczął klaskać w dłonie i przyjaźnie się do niej uśmiechać.
Rumieniec zalał jej policzki, a serce przestało bić w piersi.
Gdy upadła w ukłonie na niebieskie sukno estrady, ręce wyciągając do tłumu widzów, usłyszała wyraźnie:
— Drogocenna perła! Marzenie poety! Kwiat wiosenny!
Mówił to młodzieniec, któremu wtórowali otaczający go poważni „sanwo“.
Gdy schodziła po skończonych tańcach wszystkich gejsz z estrady, szukając Miko Jamaguczi, nieznajomy zbliżył się do niej i spytał z ledwie wyczuwanym, drwiącym uśmiechem:
— Tańczyłaś dla mnie?
— Gdy na niebie świeci słońce, wszystko