Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

Mała, blada musme zarumieniła się po uszy; i to też spostrzegła Cuki.
Lecz Sziahara tymczasem wcale o kąpieli nie myślał. Przyłapał jednego z kapłanów, chodził z nim przed świątynią, pytał i słuchał, potem coś obszernie tłumaczył starcowi i kilka razy palce zapuszczał do pasa, wyciągając z niego srebrne jeny.
Powrócił dopiero wtedy, gdy wszyscy już byli po wieczerzy i siedzieli przed hotelem. Rybak naprędce zjadł trochę ryżu i wyszedł do całego towarzystwa.
Wkrótce zjawił się stary mnich, nawiązał rozmowę, a potem rzekł:
— Do spoczynku jeszcze sporo czasu, młodzi sanwo i urocze musme! Pozwólcie więc, że opowiem wam coś, co jest związane z naszą starą świątynią. Mamy tu śród posągów jeden — wyobrażający „boga, rozpraszającego zwątpienia“. Jeżeli mężczyzna lub kobieta nie wiedzą, co mają myśleć, czuć, czynić — dość spędzić w świątyni czas do północy, gdyż bóstwo w jakikolwiek sposób da stanowczą odpowiedź, a zwątpienia i wahania natychmiast pierzchną. Był tu niegdyś sławny Taiko Sama, syn prostego heimina-wieśniaka. Czuł w sobie wielką siłę, lecz nie wiedział, na co ma ją skierować. Przybył tu, a bóg, o którym mówię, wskazał mu jego drogę. Taiko-Sama pojechał do potężnego Nobunagi,