Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

Szikoko i Karafuto, i na bezczynną, bezwładną i bezładną tłuszczę zamienili naród, przez groźnego Nobunagę umiłowany nad życie.
Przywołał pewnego razu Nobunaga przed oblicze swoje ulubionego wodza Hidejoszi, i jego druha wiernego — Jejasa i rzekł:
— Gdy na dobrem drzewie rodzić się poczynają trujące owoce, ogrodnik ma ściąć to drzewo, ponieważ przestało być dobrem.
Wodzowie słuchali w milczeniu, nie rozumiejąc, do czego zdąża władca, a ten ciągnął dalej:
— Wielki nauczyciel, Budda, rzucił nam ziarna swojej nauki, iskry swego ducha. Porwał je wiatr południowy i niósł przez Indję, Chiny, Koreę... Upadły na naszą ziemię i plon obfity przyniosły. Lecz źli ludzie, duchem słabi i nieświadomi wielkiego celu, stratowali żyzny łan i zgasili płomień boski! Ze zdrowych ziaren chwasty wyrosły, z ognia — ciemność powstała. Zbrodniarze powinni być śmiercią karani, krzew jadowity ma być z korzeniami wyrwany.
— Rzekłeś, władco! — odpowiedzieli wodzowie. — Lecz o kim mówisz? Na kogo ma spaść ręka twoja?
— Nędzni, rozpustę szerzący kapłani mądrego Buddy mają zginąć! Ich klasztory i świątynie oddacie płomieniom, gdyż trucizna dla ducha obrała sobie w nich siedlisko...