Odeszli Hidejoszi i wierny Jejas, a w kilka dni później po całym kraju szalała krwawa wichura. Wojownicy Hidejoszi mordowali bez litości żółtych i czerwonych mnichów i kapłanów Buddy i palili klasztory i świątynie, jakgdyby dżuma straszliwa kryła się w ich murach.
Gdy Hidejoszi doniósł Nobunadze, że wszystko już skończone, władca zechciał odwiedzić najbliższy klasztor, zburzony z jego rozkazu.
Pokazano mu około Jokohamy miejsce, gdzie stały świątynie, pagody i domy mnichów.
Nobunaga stał i patrzył na zgliszcza, gruzy i trupy.
Nagle do duszy jego zakradło się zwątpienie.
— Czy dobrze uczyniłem, burząc przybytki Buddy? — pytał siebie z trwogą.
Długo trwała ta rozterka i walka w duszy, aż Nobunaga padł twarzą na ziemię i zawołał głośno:
— Budda — Nauczycielu dobrotliwy! Miota się dusza moja i nie mam znikąd odpowiedzi. Błagam cię — uczyń cud, abym wiedział, dobrze, czy źle zrobiłem dla mądrości twojej i dla dobra ludu mego! Uczyń cud!
Nie zdążył jeszcze skończyć błagania swego, gdy z ziemi, zgliszczami i skrawionemi trupami pokrytej, wyrastać zaczęły lotosy.
Rosły szybko, pędy puszczając obficie, aż pysznie zielenić się zaczęły piękne liście i ró-
Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.