kiem, piła saké małemi łykami, mile marszcząc foremny nosek, usługiwała gościowi, nakładając mu jedzenie, napełniając trunkiem drobny kieliszek i zabawiając go rozmową o błahych rzeczach. Opowiadała o teatrze, o strojach i o jakimś rosyjskim oficerze, który wczoraj chciał pocałować jedną z dziewczyn, lecz był pijany i przez pomyłkę schwycił i pocałował starą służącą.
— Oficer krzyczał na cały hotel, a staruszka była uszczęśliwiona, wsadziła sobie do fryzury jakiś żółty kwiatek i przez cały dzisiajszy dzień wzdychała.
Zaśmiała się, jak srebrny dzwoneczek, lecz w tym śmiechu Larsen wyczuł wysiłek i przymus.
— Niech Mali-San mnie nie bawi temi opowiadaniami, bo one nie zajmują jej bynajmniej...
— Dlaczego? — spytała, podnosząc na niego oczy. — Przecież gentleman przyszedł tu, aby się zabawić?
— Nie wiem, poco tu przyszedłem, — odpowiedział.
— Więc trzeba się bawić! — rzekła poważnym głosem. — Młody gentleman powinien się bawić wesoło. Staram się go zabawić... Po kolacji będziemy tańczyć i śpiewać, a teraz wesoła uczta...
Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.