domkach herbacianych cherry-brandy. Dziewczęta piły herbatę z małych filiżanek i maczały usta w kieliszkach, napełnionych wiśniowym płynem.
Rozległy się śmiechy i żarty. Wkrótce na salę weszło kilku Europejczyków i dwóch japońskich kupców. Rozsunięto jedną ze ścian i oczom Larsena ukazała się druga sala, trochę większa od tej, w której się znajdował. Nowi goście zajmowali stoliki i zamawiali coś do jedzenia i picia; część dziewczyn, na znak właścicielki, przeniosła się tam.
— Czy to też gejsze? — spytał swojej towarzyszki Larsen.
— Nie! — odparła, wzgardliwie podnosząc ramiona. — To — Joro.
— Joro? — powtórzył Larsen.
— Tak! Takie same nieszczęśliwe niewolnice, jakie zamieszkują Josziwarę w Tokio lub tu — w Jokohamie. Może trochę szczęśliwsze, gdyż mogą zmieniać miejsce pobytu i nie są niewolnicami dłużej, niż na termin kontraktu. Zresztą są tak samo pogardzane przez wszystkich... Do takiej sprzedajnej kobiety nikt się nie zbliży na ulicy i nikt publicznie nie zechce z nią rozmawiać...
Larsen dopiero wtedy zrozumiał, do jakiego hotelu trafił, lecz jakiś głos wewnętrzny kazał mu tu pozostać.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.