i stąpających pomiędzy wodorostami, muszlami i małemi, zwinnemi krabami.
Gdy Larsen odchodził, w klapie tużurka miał czerwoną kamelję, a do przystanku tramwajowego odprowadzała go Mali-San w ciemnem, skromnem kimonie i długo stała, patrząc za oddalającym się wozem.
Odtąd Larsen stał się częstym gościem w Hotelu Keyo.
Nigdy jednak nie wchodził wewnątrz, gdyż wstręt ogarniał go na wspomnienie pijanych Europejczyków w małej sali z gramofonem i zniszczonem pianinem, z małemi, wiotkiemi „Joro“ o niewolniczo uśmiechniętych twarzyczkach, zawsze smutnych oczach i o zbierających się na płacz umalowanych ustach.
Podchodził zwykle do bramy hotelowej, wywoływał „Mamma-San“, płacił jej dwadzieścia jenów, zabierał ze sobą gejszę i odchodzili razem na cały dzień. Błąkali się po parku, lub jechali do Tokio. Tu Mali-San oprowadzała go po mieście. Obiad i kolację jedli w małych restauracyjkach japońskich, gdzie gejsza żądała „koto“ i, przygrywając sobie, śpiewała pieśni o dawnych bohaterach, a później treść ich opowiadała mu po angielsku. Najczęściej Mali-San śpiewała lub