go korespondentem swoim na Japonję, daje mu zlecenie jechać do Kanady, napisać szereg wrażeń z podróży po tym kraju i wybadać szczegółowo kwestję emigracji, za co pewne towarzystwo okrętowe miało mu zapłacić znaczną sumę. Do listu załączono czek bankowy na podróż. Larsen szybko obliczył, że spełniając zlecenie redakcji, będzie mógł wykupić Mali-San. List ten jednak obok radosnej nowiny o szybkiem wyzwoleniu dziewczyny zwiastował też smutną wieść o zbliżającej się rozłące.
Wysłał depeszę do redakcji i pojechał do Jokohamy.
Mali-San wysłuchała nowiny ze spuszczonemi oczami, lecz gdy je podniosła, Larsen nic w nich nie dostrzegł. Wschodni połysk zazdrośnie ukrył rozpacz i tęsknotę, czające się w głębi czarnych źrenic. Poszli razem do towarzystwa okrętowego, dowiedzieli się o najbliższym statku, odchodzącym do Kanady. Larsen zmienił tu przysłany mu czek i nabył bilet.
W parę dni potem, Mali-San dżenerikszą zajechała na przystań okrętową, trzymając w ręku mały pakuneczek, zawinięty w różową jedwabną chusteczkę.