lub smutek. Olbrzymia dzielnica wspaniałego Tokio była przeznaczona dla rozrywki i zabawy. Wszystko, czego może dlatego celu zażądać Japończyk, czy to prosty heimin-wieśniak, czy też kulturalny potomek samurajów, czy europeizowany w amerykańskim college’u, w angielskim uniwersytecie lub w paryskiej Sorbonie japoński dyplomata i uczony, każdy mógł znaleźć wszystko w barwnej, bawiącej się wesoło Asakusie.
A jednak kapitan Masao Gejo był bardzo smutny. Idąc główną ulicą zwarjowanej dzielnicy, śród przybytków zabawy i tysięcy jaskrawych straganów i sklepików, ujrzał wreszcie na schyłku pagórka, za którym ciągnął się obszerny park, świątynię, wzniesioną z cyprysowego i hinokowego drzewa. Ciężkie, lecz misternie rzeźbione dachy, powyginane, pokoszlawione i pogarbione, pokryte różnokolorową laką i złoceniem, panowały nad tem miejscem zabawy, jak panuje samotna skała bazaltowa nad spienionem morzem.
Minął kilka „tori“ — portyków drewnianych, zbudowanych ze „świętego“ drzewa hinoku, i odrazu wszystko się zmieniło. Śmiechy, piosenki, odgłosy muzyki, nawoływania kupców i aktorów, zapraszających publiczność do swoich szop, szczęk drewnianych „geta“,[1] umilkył
- ↑ Drewniane sandały.