Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

Wysoki Dori skrzywił się i, niby nie rozumiejąc, spytał:
— Kapitan... kapitan... Jak nazwisko?...
— Masao Gejo... Doprawdy, stara samurajska rodzina! Żadnego kupca w rodzie...
Jurakuszo Dori zmieszał się i wykrztusił swoje nazwisko.
Kapitan podniósł oczy do góry, niby coś sobie przypominając, i wreszcie rzekł:
— Tak, tak... wiem! skład emaljowanego naczynia... Gdzieś, nie pamiętam tylko gdzie, widziałem szyld Jurakuszo Dori...
— To nie nasz szyld! Nasza firma eksportuje jedwab do Europy, — zaprzeczył wysoki młodzieniec.
— W każdym razie „akindo“-kupiec, więc nie omyliłem się! — z niewinnym uśmiechem rzekł oficer, zwracając się do Kenson-San. Stała purpurowa od gniewu, czy zakłopotania, lecz Masao Gejo udał, że nie spostrzegł i, wpadając w przyjacielski ton, jął opowiadać kupcowi o ostatnich wielkich manewrach, bardzo zręcznie napomknął o swojem powodzeniu i o tem, że został wyznaczony do akademji sztabu generalnego, a nominację podpisał sam książę-regent Hiroshito.
Mówił niedbałym tonem, zlekka pobrzękując ostrogami i zapalając papierosa.
Nie patrząc na Kenson-San, wyraźnie czuł,