że ona wzrok swój przenosi z jego twarzy i suchej, szczupłej figury na wysoką, pałąkowatą postać młodego kupca.
Jednak rozumiał, iż powinien pożegnać dziewczynę i jej towarzysza.
— Dokąd zamierzają wstąpić na zabawę Kenson-San i Jurakuszo Dori? — zapytał. — Dziś, podobno, są wyjątkowo interesujące widowiska?...
— Pójdziemy do cyrku, gdzie występuje pogromca lwów i niedźwiedzi, — odpowiedział Dori. — Musimy już iść! Do widzenia! Sajonara!
— Sajonara! — rzekł oficer, prostując się i salutując.
— Czekaj-no, — ty tyko ogrodowa! — myślał kapitan, odprowadzając wzrokiem oddalającą się parę. — Będę i ja w tym cyrku i zobaczę, jak umiesz zabawiać piękne dziewczyny. Brzęk złota nie może kobiecie zastąpić muzyki słów, jedwabniku eksportowy....
Zamięszał się w tłumie i sunął za oddalającą się Kenson-San i jej przyszłym małżonkiem. Mógłby czuć się bardzo nieszczęśliwym i pożeranym przez zazdrość, jednak w sercu jego coś śpiewało i grało, niby powiew bliskiej i głębokiej radości.
Przeczekał, aż dziewczyna i jej towarzysz weszli do cyrku, z namalowanemi na szyldzie lwami i tygrysami, kupił sobie bilet i ulokował
Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.