Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

godzone z losem artystów cyrkowych i nie marzące bynajmniej o bezgranicznych przestworach pustyni afrykańskiej. Niedźwiadki zaś, z pewnością już urodziły się na clownów, gdyż bez przerwy śmieszyły publiczność: przewalały się przez głowę, udawały pijanych i wykonywały dużo nadzwyczaj zabawnych ruchów i sztuk, patrząc zpodełba malutkiemi oczkami wielkich nicponiów. Lwy groźnie ryczały, lecz ochoczo skakały przez obręcze i liny, toczyły przed sobą dużą kulę z gliny i kładły olbrzymie, grzywiaste łby na ramiona pogromcy. Japonki piszczały i garnęły się pod szerokie rękawy kimon swoich ojców i mężów, zasłaniały dłońmi twarze, niektóre nawet płakały, nie mogąc znieść widoku strasznych krwiożerczych drapieżników, z których niezawodnie każdy potrzebował nagłej pomocy wprawnych japońskich dentystów.
Wreszcie numer był skończony. Sędziwe lwy pokazały wszystko, co umiały, a staranne niedźwiadki osłabły nawet od śmieszenia publiczności. Wygalowany pogromca otworzył drzwiczki klatki i długim batem zaczął zaganiać zwierzęta do drewnianych pudeł. Lwy z podwiniętemi ogonami bardzo chętnie opuściły arenę, syte powodzenia i oklasków; jeden z niedźwiadków, fiknąwszy ostatniego koziołka i pomrukując z zadowolenia, wlazł do swego pudła. Nagle...