czas rewolucji bolszewickiej całą rodzinę wymordowano, pozostał przy życiu tylko najmłodszy chłopak, którego obecnie wiezie ona do Francji, do krewnych.
Chłopak był ogólnym ulubieńcem na pokładzie. Nawet chińscy majtkowie, ordynarni i ciągle gniewliwi, uśmiechali się na jego widok i dawali mu suche, jak kamień, pierniki marcepanowe lub czerwone daktyle, brali na kolana i słuchali szczebiotu dziecka, które w dziwny sposób umiało się porozumiewać z Japończykami, Chińczykami, a nawet z czarnymi Malajczykami.
„Ka-zi“, jak nazywali Chińczycy małego, złotowłosego Kazia, miał wszędzie wolny wstęp, nie wyłączając kapitańskiego mostku, tego przybytku wielkiej tajemnicy. Tu grał z kapitanem, otyłym, ciągle spoconym Chińczykiem, w domino, bawił się z jego pieskiem „czao-czao“ i raczył się herbatą z angielskiemi biszkoptami.
Jadalna sala, po zawinięciu statku do portu, była nabita publicznością, defilującą przed stołem z siedzącymi przy nim japońskimi urzędnikami o surowych twarzach. W innym zaś końcu sali lekarze mierzyli temperaturę pasażerom, oglądali języki i oczy. Czynności te odbywały się w sposób męcząco długi i przykry.
Kapitan-Chińczyk i jego pomocnicy w sąsiedniej sali deklarowali Japończykom ładunek
Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.