Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

było dojrzeć potwornie dużą głowę i małe, skośnie osadzone oczy. Był to rekin, tak zwany w tych południowych morzach — „pies“.
— Zaraz przewróci się... — zawołała jakaś Japonka i twarz zasłoniła rękami.
Drapieżnik, rzeczywiście, zaczął powoli przewracać się na grzbiet, ukazując potworną paszczę o kilku rzędach ostrych, powyginanych zębów. Już prawie cały biały brzuch rekina był widzialny — i zaledwie kilka stóp oddzielało napastnika od jego ofiary, gdy z kołyszącej się niedaleko od okrętu łodzi rybackiej, z głośnym pluskiem skoczył do wody człowiek. Rekin w okamgnieniu znikł. Jakiś Japończyk z czołem przepasanem ręcznikiem, jak to czynią rybacy, szybko wyrzucając ręce z wody, płynął ku chłopakowi. W zębach trzymał krótki cienki nóż do otwierania ostryg i patroszenia krabów.
Raptownie dał nura, a na jego miejscu mignęło czarne ciało rekina, zgięło się w pałąk i, rozcinając wodę ogonem, zniknęło. Wypłynęła głowa rybaka, tylko noża już nie było w ustach. Rybak obracał się na miejscu, zapatrzony w wodę, a nóż błyszczał mu w prawej ręce. Po chwili rybak znikł pod wodę, którą wzburzył potężnem uderzeniem ogona napadający nań rekin.
Zapomniano prawie o dziecku i nikt nie spostrzegł, kiedy majtek schwycił go za ubranie i wyciągnął na trep. Pasażerowie, kulisi i za-