Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

trep i wbiegł na pokład. Tu roztrącił tłum, otaczający złotowłosego chłopca, przyjrzał mu się bacznie, spracowaną dłonią pogłaskał go po jasnej główce i podał mu odciętą pletwę, mówiąc z uśmiechem:
— Kirejna kodómo! Kirejna kodómo! Śliczne dziecko!
Spojrzał raz jeszcze w niebieskie oczy chłopaka, zaśmiał się radośnie i jednym susem skoczył z pokładu do morza. Po chwili już był na swej łodzi, wycisnął mokry ręcznik i, uczyniwszy ręką pożegnalny znak, podniósł czerwony, połatany żagiel.
Lekki wietrzyk pochwycił łódź i popędził ją na północ, gdzie czekała na swego szlachetnego syna Amaterazu, bogini morza...