Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

Szedłem wąską ścieżką, wijącą się śród krzaków i trawy, szedłem długo, podnosząc się na zbocza pagórków leśnych lub schodząc na dno wąwozów, z szemrzącemi w nich wartkiemi strumykami, śpieszącemi w objęcia oceanu.
Czasami spostrzegałem jakieś stare zwaliska, zazdrośnie ukryte w gąszczu krzaków i pnących się roślin, resztki mostów, zbudowanych niegdyś z olbrzymich ciosanych kamieni lub płyt. Na małej, zacienionej polance stała stara kaplica buddyjska, porzucona oddawna i, zdawało się, zapomniana. Jednak, gdy zajrzałem do wnętrza, ciemnego i wilgotnego, zobaczyłem podnóże posągu mądrego Sakkia-Muni, w kwiatku lotosu, a przy nim wiązankę żółtych irysów, zupełnie świeżych, ze skrzącemi się na nich kroplami rosy.
Na schyłkach pogórków, zbiegających ku szerokiej dolinie, gdzie zieleniały szmaragdowe kwadraty pól ryżowych, pozostały ruiny domów, murów obronnych i złożone z kamieni podstawy warownych wież, resztki, zwaliska całych miast lub zamków warownych. Skrzętny rolnik japoński krok po kroku wspinał się już na te pagórki i zakładał na nich pola ryżowe, przeciągał rowki i rury bambusowe z bieżącą wodą źródlaną, stawiał słupy i wieszał na nich kable elektryczne. W innej okolicy nie znalazłem wyraźnych śladów współczesnego czło-