nie odpowiedziano, tylko Mjusow spojrzał z nienawiścią na Iwana, mówiąc w myśli: „A ten idzie, jakby nigdy nic nie zaszło. Miedziane czoło i sumienie Karamazowów.”
Alosza doprowadził swego starca do sypialni i posadził go na łóżku. Sypialnia była mała, zaledwie umeblowana niezbędnemi tylko sprzętami. Łóżko wązkie, żelazne, wysłane tylko wełnianą kołdrą, zamiast materacami. W kącie, pod obrazami, ustawiony był mały ołtarzyk, na którym leżał krzyż i książka Ewangelii. Starzec opadł bezsilny na łóżko, oczy jego błyszczały, a oddech miał ciężki. Usiadłszy, wpatrywać się począł uważnie w Aloszę, jakgdyby mu co leżało na sercu.
— Idź ztąd, kochany — przemówił wreszcie — mnie i Porfiry pomoże, a tyś tam potrzebny; idź do ojca przełożonego i usłuż przy obiedzie.
— Pozwólcie mi, proszę, tu zostać — rzekł błagalnie Alosza.
— Tam jesteś potrzebniejszy, tam niema spokoju. Gdyby się znów szatany rozpętały, pomódl się. A wiedz o tem, synu mój (starzec lubił nazywać tak Aloszę), że miejsce twoje nie tutaj. Zapamiętaj to sobie, chłopcze. Skoro tylko spo-