Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

proszę cię, Alosza, co znaczyła cała ta blaga? O to cię chciałem spytać.
— Jaka blaga?
— No, z tym pokłonem dla twego brata Dymitra. Ależ to walnął łbem o podłogę!
— Ty mówisz o ojcu Zosimie?
— Tak o ojcu Zosimie?
— Łbem?
— Uważasz, że nie wyrażam się z należytym szacunkiem? No, mniejsza o to. Powiedz w każdym razie, co to znaczy?
— Nie wiem, Misza, sam, co to znaczy.
— Tak. Wiedziałam z góry, że stary ci nie powie. Mądrego w tem tak dalece nic niema, chociaż po swojemu niezła sztuka. Dopiero będą mieli co opowiadać dewoci, dewotki. Rozniesie się to po mieście i okolicy. „Co to może znaczyć?” Podług mnie, stary ma dobry nos, przewąchał zbrodnię, bo, prawdę mówiąc, pachnie u was kryminałem.
— Jaką zbrodnię?
Rakitin chciał widocznie coś jeszcze dodać.
— U was w rodzinie stanie się zbrodnia, zajdzie tam coś między obydwoma twoimi braćmi, a bogatym ojczulkiem. Ojciec Zosima uderzył łbem o ziemię na wszelki wypadek. Cokolwiekby się potem zdarzyło, wszyscy powiedzą: „Święty starzec, przeczuł odrazu, wyprorokował”. Choć, co prawda, proroctwa w tem żadnego niema, że ktoś łbem o ziemię stuknął. Nie, powiedzą: to była przenośnia, alegorya, symbol i czort wie jeszcze co. Przyczuł zbrodniarza, powiedzą, od-