zaproszeni zostali: ojciec bibliotekarz i ojciec Paisy, a z nimi jeszcze jeden starszy zakonnik.
Czekali już oni w jadalni przełożonego w chwili przybycia Mjusowa z Iwanem i Piotra Kałganowa. Prócz nich, znajdował się tam jeszcze, stojący skromnie na uboczu, obywatel z Tuły, Maksymow.
Ojciec przełożony, wysoki, chudy, ale jeszcze silny starzec, o czarnych włosach, przeplecionych siwizną i długiem, poważnem obliczu, wystąpił na środek pokoju dla powitania gościa i skłonił się im milcząc. Ci jednak zdecydowali się tym razem prosić go o błogosławieństwo.
Mjusow zaryzykował nawet ucałowanie ręki przełożonego, ale ten uchylił się od tego nieznacznie; natomiast Iwan i Kałganow dopełnili tym razem wszystkich przepisów powitania, t. j. po otrzymaniu błogosławieństwa nie cofnęli się przed najzwyczajniejszem, ordynarnem cmoknięciem w rękę.
— Obowiązkiem naszym jest usprawiedliwić się przed waszą wielebnością — zaczął Mjusow tonem uroczystym, a jednocześnie uprzejmym i pełnym szacunku — z powodu towarzysza naszego, Fedora Pawłowicza, który z zaszczytnego zaproszenia waszej Wielebności korzystać dziś nie może. Towarzysz nasz, ulegając nieszczęsnej swej porywczości, wypowiedział w celi czcigodnego starca Zosimy parę słów nieodpowiednich, których echo doszło już może do waszej wielebności.
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.