Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

sympatyi miasta dla biednej Elżbiety — przeciwnie, opiekowano się nią jeszcze bardziej.
Zamożna jedna kupcowa postanowiła nawet wziąć ją do domu na czas słabości. Tak się też stało. Zamknięto ją w ostatnich tygodniach i strzeżono pilnie. Tymczasem, niewiadomo jakim sposobem, dziewczyna wymknęła się ostatniego wieczora i schroniła się do ogrodu Fedora Pawłowicza, gdzie ją znalazł stary Grigor. Jakim sposobem była w stanie przeleźć przez wysoki parkan, będąc już chorą, tego nikt nie mógł zrozumieć. Niektórzy utrzymywali, że ją ktoś przeniósł, inni — że ją przeniosło. Fakt jednak, że znaleziono ją w ogrodzie Fedora Pawłowicza, zwrócił znów na niego podejrzenia.
Stary Grigor wraz z żoną zajął się pilnie ratowaniem Elżbiety, na nic się to jednak nie zdało: nieszczęsna skonała nad ranem, dziecko zaś zostało przy życiu. Wówczas stary Grigor wziął na ręce niemowlę, a zaniósłszy je do swej izby, posadził je na kolanach żony, mówiąc:
— Masz oto Bożą sierotę, zesłaną nam widocznie za wstawieniem się naszego zmarłego niebożątka. Dziecko to urodzone ze świętej i z dyabelskiego syna, ale musimy je przygarnąć. Chowaj je i strzeż, a nie becz po próżnicy!
Marta usłuchała, oczywiście, i została naraz opiekunką i wychowawczynią dzieciaka, któremu na chrzcie świętym dano imię Paweł. Niewiadomo zkąd, wszyscy zaczęli go odrazu nazywać Pawłem Fedorowiczem, czemu się zresztą stary Karamazow nie sprzeciwiał, uważając to nawet za dobry