Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

święty, przyznać się muszę, że ten dodatek o chrzcie Diderota sam w ostatniej chwili wymyśliłem. Co się jednak tyczy tego, że bezbożny Diderot zaprzeczał istnienia Boga, za co go czcigodny Platon nazwał głupcem, to opowiadanie to słyszałem ze 20 razy, kiedym jeszcze sługiwał po domach szlacheckich, dobijając się chleba. Nawet twoja ciotka, Piotrze Aleksandrowiczu, opowiadała mi to jakie cztery razy.
Mjusow zerwał się z krzesła i chodzić zaczął po pokoju, do najwyższego stopnia wzburzony. Czuł, że gniewając się, staje się śmiesznym, ale nie umiał zapanować nad sobą. Wistocie, to, co się działo w tej chwili w celi starca, wyglądać musiało dziwnie, potwornie prawie, wobec nastroju, jaki tu zwykle panował teraz i dawnymi jeszcze czasy, za poprzednich starców. Wszyscy prawie, którzy otrzymywali tu wstęp, wchodzili zwykle z uczuciem, że udzielona im jest wielka łaska. Wielu z nich padało na kolana i pozostawało w tej postawie przez cały czas posłuchania. Wielu, należących do wyższych sfer towarzystwa, wielu uczonych, a nawet niereligijnych ludzi, skoro raz przekroczyli progi tej celi, choćby jedynie przez ciekawość, uważali za pierwszy swój obowiązek zachowywać się tu z jaknajwiększym szacunkiem i delikatnością, tembardziej, że nie brano tu żadnej zapłaty. Z jednej strony dawano tu miłość i współczucie, z drugiej przychodzący tu goście przynosili ze sobą skruchę i żal, lub też gorące pragnienie rozwikłania jakiejś zawiłości duchowej lub życiowej. To też niewłaściwe