Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

popełnić grzechu tak ciężkiego, któryby przewyższył miłosierdzie Boże. Pamiętaj, córko, że Bóg kocha ciebie tak, jak sobie nawet tego wyobrazić nie możesz, pomimo grzechu twego, a nawet dla twego grzechu, jeśli go szczerze żałować będziesz. Więcej jest przecie w niebie radości z jednego nawróconego grzesznika, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych. Przestań się bać. Tylko bądź dobra dla ludzi, krzywdy przebaczaj; nieboszczykowi też daruj w sercu wszystko, co ci kiedy złego zrobił. Pogódź się z nim w duchu. Kto żałuje, ten kocha, a kto kocha, ten już jest człowiekiem Bożym. Miłość odkupuje wszystko i wszystko zbawia. Jeżeli tu ja, człowiek grzeszny, jak i ty, ulitowałem się nad tobą, to cóż dopiero Bóg. Miłość, to skarb taki drogocenny, że okupić nią można nietylko własne, ale i cudze grzechy. Odejdź w pokoju, córko, i nie lękaj się.
Przeżegnał ją trzy razy, potem zdjął z siebie medalik i zawiesił go na jej szyi. Następnie wstał i spojrzał z uśmiechem na zdrową, tęgą babę, z tłustym dzieciakiem na ręku.
— Przychodzę z Wyszyhory, ojcze.
— To o sześć wiorst ztąd, ciężko wam było dźwigać dzieciaka tyle drogi, a czego wam potrzeba?
— Przyszłam choć popatrzeć na ciebie, ojcze. Bywałam ja już tutaj, aleś ty zapomniał, krótką masz pamięć, że mnie nie pamiętasz. Powiadali u nas, żeś ty chory; „pójdę, myślę, obaczyć sama, jak tam z nim.” To i przyszłam.