— To istotnie ciekawe, a na jakiej zasadzie? — spytał starzec Iwana.
Iwan zwrócił się odpowiedzią do starca i to bynajmniej nie imponująco z góry, jak się tego wczoraj jeszcze obawiał Alosza, ale bardzo skromnie i z uprzedzającą grzecznością.
— Wychodzę z założenia — rzekł on, — że w stosunku kościoła do państwa, takim, jakim on jest dziś pojęty, panować będzie wiecznie zamęt, a to z powodu fałszu, jaki tkwi w samej istocie tegoż stosunku. Kompromis pomiędzy Kościołem, a państwem w takich choćby rzeczach, jak sądy duchowne, jest, mojem zadaniem, niemożliwy. Autor dzieła w tej sprawie, z którym polemizowałem, twierdzi, że Kościół zajmuje w państwie oddzielne stanowisko, ja zaś jestem zdania, że kościół sam w sobie stanowić powinien państwo, nie zaś zajmować w niem nieznaczny jakiś kącik, i sądzę, ze w dalszym rozwoju chrześcijaństwa zmiana taka nastąpić musi.
— Zupełnie słusznie — potwierdził z zapałem ojciec Paisy, uczony milczący zakonnik.
— Ultramontanizm najczystszej wody! — zawołał Mjusow, niecierpliwie przekładając nogę na nogę.
— Autor dzieła o duchownych trybunałach — rzekł ojciec bibliotekarz — wygłasza trzy twierdzenia, które zwalcza pan Karamazow. 1) że żadne publiczne stowarzyszenie nie powinno rozporządzać się obywatelskiemi i politycznemi prawami swoich członków, 2) że władze obywatelsko sądo-
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.