Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

sił w sekrecie przed bratem Iwanem. Wszelkie ukrywanie się wstrętne było usposobieniu Aloszy, mimo to, z przyjemnością dowiedział się od otwierającej mu drzwi Marty, że Fedor Karamazow jest sam. W chwili wejścia syna siedział on przy stole w pantoflach i starym paltocie, przeglądając jakieś rachunki. Wyglądał okropnie po wczorajszem pobiciu, nos miał spuchnięty, na czole i na twarzy ogromne guzy i siniaki, czoło obwiązane czerwoną chustką. Wszystko to nadawało mu dziwnie przykry i złośliwy wygląd. Stary czuł to sam, spojrzał też niechętnie na wchodzącego Aloszę.
— Kawa zimna! — zawołał do niego już od progu — sam dziś poprzestaję na postnej tylko polewce; czegożeś przyszedł?
— Chciałem się dowiedzieć o zdrowiu ojca — odrzekł Alosza.
— Tak, a prócz tego sam cię wczoraj prosiłem, abyś przyszedł. Ale to wszystko głupstwa, napróżnoś się fatygował. Wiedziałem odrazu, że przyjdziesz.
Mówił to wszystko niechętnie, jednocześnie powstał z miejsca i spojrzał mimochodem w lustro, poprawiając czerwoną chustkę, którą miał przewiązane czoło.
— Czerwona zawsze lepsza, niż biała, nie wygląda się przynajmniej tak szpitalnie — zauważył sentencyonalnie.
— Iwana niema — mówił dalej — poleciał odbijać narzeczoną Dymitrowi. Po to on i przyjechał,