Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

to niech was dyabli wezmą. To moja filozofia. Dobrze mówił wczoraj Iwan, chociaż byliśmy wszyscy pijani. — Iwan to chłystek. Żadnej on tam niema nauki, ani wykształcenia. Milczy i uśmiecha się i zdaje mu się, że to wielki rozum — tem tylko wygrywa. — Alosza słuchał, milcząc.
— Czemuż to panicz nie raczy rozmawiać ze mną, a jeżeli mówi, to zawsze coś niedomawia. Podły ten twój Iwan. A z Gruszą ożenię się i to wkrótce. Ko ma pieniądze, ten może mieć wszystko, czego zechce. Iwan się boi, żebym się z Gruszą nie ożenił, i namawia do tego Mitię. Niby to, żeby mnie od Gruszy ustrzedz. (Czy się jemu zdaje, że ja jemu pieniądze zostawię, jeżeli się z Gruszą nie ożenię). A wszystko dlatego, że się chce z narzeczoną Miti ożenić, bo to bogata panna, takie ma wyrachowanie. Podły ten twój Iwan.
— Ojciec bardzo rozdrażniony, to po wczorajszem przejściu. Możeby się ojciec położył?
— Ot! ty, mówisz mi takie rzeczy, a ja się na ciebie nie gniewam. Żeby tak Iwan, tobym mu nie darował. Przy tobie tylko przychodzą na mnie dobre chwile, bo widzisz, ja jestem zły człowiek.
— Ojciec nie jest zły, tylko trochę spaczony, — uśmiechnął się Alosza.
— Słuchaj, ja tego rozbójnika, Mitię, mógłbym dziś jeszcze wsadzić do więzienia. Wprawdzie, według dzisiejszych modnych zasad, ojciec i matka to przesąd, ale kopać starca, ciskać nim o podłogę, za włosy targać i to w jego