Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

nie zaraz może, ale w przyszłości, ukorzyć się mógł przed nią i czuć się z tem szczęśliwym, Iwan nigdy. Iwan nie ukorzyłby się przed nią, a przytem ukorzenie takie nie dałoby mu szczęścia. Wszystkie te przypuszczenia i wątpliwości przemknęły mu się przez głowę w chwili, gdy wchodził do salonu. Na domiar przychodziło mu czasem do głowy jeszcze jedno. A jeżeli wogóle nie zdolna jest nikogo kochać? Myśli takie odganiał od siebie, strofując się sam za nie. „Cóż ja wiem o miłości i o kobietach, jakie prawo mam wydawać sąd o rzeczach, których nie rozumiem”.
A przecież wydawało mu się koniecznem wyrobić sobie jakieś własne zdanie, zdawał sobie bowiem sprawę z niesłychanej doniosłości tej rywalizacyi między braćmi. Wczoraj Iwan, mówiąc o ojcu i Dymitrze, wyraził się o nich: „niech się żrą gady”. Zatem w oczach Iwana Dymitr jest gadem. Czy zawsze miał o nim takie mniemanie? czy może dopiero od czasu poznania Katarzyny słowa te wyrwały mu się mimowoli, tem ważniejszy stanowiły dokument. Jeśli tak, to cóż będzie w przyszłości? czy w rodzinie ich nigdy nie będzie spokoju? A, co najważniejsza, po czyjej tu być stronie, kogo żałować? czego dla każdego z nich pragnąć wśród tych strasznych przeciwieństw? można się tu było łatwo splątać i zgubić, a Alosza nie znosił takiego stanu niepewności, gdyż miłość jego miała charakter czynny. Kochać biernie nie umiał, kochając musiał natychmiast brać czynny udział i pomagać, a do tego trzeba sobie było postawić jasny cel i dążyć