Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

W każdej innej kobiecie mógłby to być chwilowy poryw, wrażenie przelotne, ale to, co dla innej byłoby tylko pusto brzmiącym frazesem, staje się w ustach Katarzyny Iwanównej świętem i wieczno trwałem postanowieniem. Będzie to trudny, ciężki może, ale wiernie spełniany obowiązek. Odtąd — dodał, zwracając się bezpośrednio do Katarzyny — pani stanie się jednym ciągiem poświęceń i bolesną kontemplacyą własnej ofiary, własnej cnoty i własnej niedoli. Ale z czasem cierpienie pani złagodzone zostanie dumnem poczuciem spełnionej ofiary i życie pani upłynie na słodkiem rozpamiętywaniu własnego tryumfu z powodu wypełnienia, rozpaczliwego może, ale w każdym razie śmiałego i dumnego postanowienia. — Wypowiedział to wszystko dobitnie, nie starając się nawet ukryć złośliwej i ironicznej intencyi.
— Boże, jakie to wszystko nienaturalne — zauważyła znów pani Chachłakow.
— A pan, Aleksy Fedorowiczu, jakie jest pańskie zdanie? muszę je znać koniecznie, koniecznie, — wołała Katarzyna, zalewając się łzami.
Alosza, zmieszany, powstał.
— To nic, to nic, — mówiła Katarzyna, wciąż płacząc, — zdenerwowana jestem i zmęczona wczorajszą nocą, ale w obecności dwóch takich przyjaciół, jakimi wy obaj dla mnie jesteście, czuję się silniejsza i rzeźwa, bo wiem, że wy mnie nigdy nie opuścicie.
— Bardzo mi przykro, ale prawdopodobnie jutro będę musiał odjechać do Moskwy, i to na