Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

jej nie byłem nigdy, ani przez jeden dzień; za dumna jest na to, aby potrzebowała czyjejś przyjaźni. Trzymała mnie przy sobie, by mścić się na mnie za wszystkie zniewagi, jakie jej wyrządził i wyrządza Dymitr, bo w stosunku ich ze strony Dymitra były same tylko zniewagi, i to od pierwszego spotkania. Bo już pierwsze ich ze sobą spotkanie zostało w jej sercu jako wspomnienie obrazy. Taką już jest. Ja musiałem tylko wciąż wysłuchiwać wynurzeń jej o miłości dla Dymitra.
Odjeżdżam więc, a przed odjazdem upewniam panią, i niech mi pani wierzy, że serce pani należy wyłącznie do Dymitra. Kocha go pani tem więcej, im bardziej on panią obraża i znieważa. Kocha go pani takim, jak jest, a gdyby się zmienił, przestałabyś go pani natychmiast kochać. To wysiłek dumy, potrzebny pani dla uwydatnienia wierności swej, w przeciwieństwie do jego zdrady. Nie obeszło się tu, zapewne, bez upokorzeń i poniżenia, ale i te płyną u pani wyłącznie z dumy. Młody jestem i kochałem panią bardzo. Wiem, że się takich rzeczy nie mówi, i że o wiele przyzwoiciej i godniej byłoby z mojej strony odejść, nie mówiąc ani słowa, a i dla pani byłoby to może mniej obrażające. Ale wyjeżdżam daleko, i na długo, na wieki, bo nie wrócę już tu nigdy... Nie chcę być dla pani jeszcze jednem źródłem nadmiernych i szarpiących wysiłków... Niemam nic więcej do powiedzenia. Żegnam panią, Katarzyno Iwanówno, i proszę, nie miej pani do mnie żalu, bo ukarany jestem gorzej, niż pani, choćby dlatego, że więcej już pani nie zobaczę. Proszę,