miała tu przybyć na czas jakiś. Ta druga córka była to właśnie Katarzyna Iwanówna. Matka jej, a druga żona pułkownika, pochodzić miała z bardzo arystokratycznej rodziny, ale posagu mężowi nie wniosła. Były podobno jakieś nadzieje na spadek, ale na razie panna nie miała ani grosza. Mimo to, gdy przyjechała instytutka (tak ją nazywano), towarzystwo przyjęło ją owacyjnie. Rozrywano ją sobie, urządzając wciąż na jej cześć rozmaite zabawy, na których królowała. Dwie najznakomitsze damy prześcigały się w okazywaniu jej uprzejmości, a za ich przykładem poszło całe miasto. Rozrywano ją sobie poprostu. Wciąż pikniki, teatry amatorskie, żywe obrazy, w których odgrywała główną rolę, dobroczynne rauty... Ja milczę i trzymam się na uboczu, a właśnie wyprawiłem wtedy awanturę, która zwróciła uwagę całej publiczności. Spotkałem ją wreszcie u komendanta batalionu. Katarzyna obrzuciła mnie badawczym wzrokiem; udałem, że tego nie dostrzegam i nie przedstawiłem się jej. Później, w ciągu wieczora, jakby nie pamiętając, przemówiłem do niej słów kilka. Ona spojrzała, krzywiąc pogardliwie usteczka i nie odrzekła ani słowa. — Poczekaj — myślę — odpłacę — ci. Byłem wówczas najgorszego gatunku birbantem i sam to doskonale czułem. Czułem również, że Katarzyna nie jest bynajmniej naiwną pensyonarką. Wiedzałem, że to kobieta z charakterem, dumna, szlachetna, posiadająca przytem rozum i wykształcenie, podczas kiedy mnie brakowało jednego i drugiego Myślisz może, że chciałem starać się o jej względy? —
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.