może takiego tylko, jak ty, człowieka, nie takiego, jak Iwan.
— Ona cnotę swoją kocha, a nie mnie, — wyrwało się mimowoli Dymitrowi, a oczy jego błysnęły jakby gniewem. Zarumienił się przytem i trzasnął pięścią w stół.
— Przysięgam ci, Alosza, — zawołał, wściekły prawie sam na siebie — przysięgam ci, jak Bóg Bogiem, jak Chrystus Zbawicielem naszym, przysięgam ci, że choć przed chwilą wspomniałem jakby z lekceważeniem o wzniosłych jej uczuciach, to przecież wiem doskonale, że jestem milion razy mniej wart od niej, i że szlachetność jej jest zupełnie szczera i czysta, jak aniołów niebieskich. W tem właśnie tragedya, że ja to wiem na pewno. Cóż ztąd, że czasem deklamuję o uczuciu. A czy ja tu przed chwilą nie rzucałem deklamacyjnych frazesów, mimo, że cierpienie moje jest istotne? Co się zaś tyczy Iwana, to wyobrażam sobie, jak musi kląć los i prawa przyrody, on taki mądry. I komu to dano tu pierwszeństwo nad nim? Takiemu, co będąc już narzeczonym, publicznie, wobec wszystkich oddawał się rozpuście. Nie umiał się powstrzymać nawet w obecności narzeczonej. I takiego przekładają nad niego? Czy to sprawiedliwe? Czy to powinno być? To wszystko dlatego, że panna chce się poświęcić przez poczciwość! Oczywiście, nigdy o czemś podobnem Iwanowi nie wspominałem, ani on mnie. Ale niech się los odwróci. Niech godny zajmie należne mu miejsce, a niegodny usunie się tam, gdzie jest jego miejsce.
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.