kiś czas później Smerdiakow dostał poraz pierwszy epileptycznego ataku. Odtąd choroba ta chwyciła się go i została mu na całe życie. Ataki, mniej lub więcej silne, powtarzały się prawie co miesiąc. Stary Karamazow, który dotąd zachowywał się zupełnie obojętnie względem rosnącego w czeladnej podrzutka, tyle tylko, że tolerował jego obecność, zainteresował się nim naraz żywo. Zawezwał do niego najlepszych lekarzy, kazał go leczyć i zabronił surowo Grigorowi stosowania kary cielesnej. Nic to nie pomogło i Smerdiakow został na całe życie epileptykiem.
Zauważywszy raz, że Smerdiakow kręci się koło szafy z książkami, czytając przez szyby tytuły, Fedor Pawłowicz dał mu klucz od biblioteki, pozwalając czytać, co mu się podobało.
— Dobrze, czytaj, zrobię cię bibliotekarzem. Masz tu na początek. I dał mu „Wieczory na wsi” Gogola.
Malec przeczytał wszystko bez uśmiechu i oddał książkę nachmurzony.
— Cóż, nie podobało się? — spytał Fedor Pawłowicz.
Malec milczał.
— Odpowiadaj, durniu!
— Wszystko to nieprawda — mruknął chłopak.
— To się wynoś do dyabła! Lokajskie ty plemię! A zresztą, chcesz prawdy, masz tu historyę powszechną Smaragdowa. Tu wszystko prawdziwe.
Ale okazało się, że i historya znudziła gruntownie malca. Dano więc pokój dalszemu oświe-
Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.