Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

Zakrzątnięto się koło skaleczonego, a obmywszy i obandażowawszy ranę, rozebrano go i ułożono w sypialni. Stary, osłabiony pijaństwem, zasnął prawie natychmiast. Iwan i Alosza wrócili do sali, zkąd Smerdiakow wynosił szczątki potłuczonej wazy, Grigor zaś stał przy stole, pogrążony w tępej zadumie.
— Chodź i ty położyć się — zwrócił się do niego Alosza. — Trzeba ci także przyłożyć zimne okłady, brat cię przecie mocno uderzył.
— Uderzył mnie, uderzył, — powtórzył posępnie Grigor.
— Nie tylko ciebie, ale i ojca, — zauważył Iwan z lekkiem skrzywieniem.
— Ja go kąpałem w wanience, kiedy był maleńki, a on mnie sponiewierał, — powtarzał Grigor.
— Do dyabła! Gdybym go nie był oderwał od starego, to już niewiele brakowało, a byłby go zamordował, — szepnął Iwan bratu.
— Brońże nas od takiego nieszczęścia! — żachnął się Alosza.
— Dlaczego: broń Boże, — szeptał dalej Iwan. — I owszem, niech się źrą gady, to najlepsze, co mogą uczynić.
Alosza wzdrygnął się.
— Oczywiście, nie dopuszczę do zbrodni, jak dziś nie dopuściłem. Zostań przy ojcu, Alosza, ja wyjdę trochę przejść się, głowa mnie boli.
Alosza przyszedł do sypialni ojca, gdzie spędził przeszło godzinę. Po niejakim czasie Fedor Pawłowicz otworzył oczy i wpatrywał się długo