Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

Ona więc wstrzymała Katarzynę, a ta się uparła. „Wszystko musi uledz przedemną, wszystkich oczaruję, nawet Gruszę”.
Z pewnością wierzyła w to, sama sobą się zachwycała, kogoż teraz winić? Ty myślisz, że ona z wyrachowaniem była taka czuła dla Gruszy, bynajmniej, musiała się w niej naprawdę rozkochać. To jest nie w niej, a w swojej idei, w swojem marzeniu, dlatego, że to jej myśl, jej marzenie. Alosza drogi, powiedzże ty, jak mogłeś wyjść cało z rąk takich kobiet? zawinąłeś poły i drapnąłeś. Cha, cha, cha!
— Bracie drogi, nie zwróciłeś, zdaje mi się, uwagi na jedno, że skrzywdziłeś ciężko Katarzynę, opowiadając Gruszy o jej postępku. Ta rzuciła go jej w oczy brutalnie, mówiąc, że biega po kawalerskich mieszkaniach i urodę za pieniądze sprzedaje. — Aloszę raziło to niezmiernie, że Dymitr zdaje się być ucieszony, poniżeniem Katarzyny.
— Ba! — nachmurzył się Dymitr, który wistocie nie zwrócił uwagi na ten ustęp opowiadania Aloszy, mimo, że ten powtórzył wszystko, nawet wykrzyknik Katarzyny: „a pański brat, to podły człowiek.” — Może ja wistocie opowiadałem to kiedyś Gruszy. Ach, tak, przypominam sobie teraz, było to w Mokroje, gdzieśmy z nią jeździli na majówkę, byłem wtedy zupełnie pijany.
To jest niezupełnie. — Płakałem tedy na głos i na klęczkach czciłem obraz Kati; łkałem jak dziecko i Gruszeńka rozumiała wtedy wszystko, wszystko pojmowała i płakała wraz ze mną. — Tak,