Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

wówczas pojęła wszystko, a teraz... „Kindżał w serce”. Baby tak zawsze. — Zasępił się i zamyślił.
— Tak! podły jestem niewątpliwie, z płaczem, czy bez płaczu, taką rzecz powtórzyć, to zawsze podłość. — Powtórz to Kati, jeśli jej to zrobi przyjemność, że przyznaję jej najzupełniejszą słuszność i sam się uważam za nikczemnika. — A teraz bywaj zdrów, dość już tego gadania, nic dobrego nie mamy sobie do powiedzenia. Ty idź swoją drogą, ja swoją. — I widzieć cię więcej już nie pragnę, chyba kiedyś, w ostateczną godzinę. — Uścisnął mocno dłoń Aloszy i odszedł ku miastu w niewesołym nastroju, z głową smutnie zwieszoną. Alosza patrzył za nim, nie chcąc prawie wierzyć, że go już brat zupełnie opuścił.
— Poczekaj, Alosza! Jeszcze słowo, tobie jednemu zrobię to wyznanie — zawołał nagle Dymitr, wracając raz jeszcze. — Przypatrz mi się dobrze, chcę, żebyś wiedział, że tu przygotowuje się gorsza, straszniejsza podłość, niż wszystko to, com dotąd popełnił. (Mówiąc to „tu”, uderzał się w piersi tak mocno, jakgdyby to coś gnieździło się dosłownie w piersi jego pod ubraniem, czy w kieszeni). — Znasz już mnie — mówił dalej — i wiesz, jaki ze mnie nikczemnik, a przecież to, com uczynił dotąd, nie da się w niczem porównać z nikczemnym zamiarem, który teraz, w tej chwili, rozwija się i dojrzewa we mnie. I wiedz o tem, że jest jeszcze w mojej mocy zatrzymać to, co się stać ma i nie dać temu spełnić się. — A przecież nie wstrzymam, nie przeszkodzę, zapamiętaj