Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

ny sąd Boży”, „Pan Bóg chciał pokazać”, „Zkąd się to mogło wziąć? gdyby był tłusty, ale to skóra tylko i kosteczki.” Napróżno ojciec Paisy zbywał wszystko pogardliwem milczeniem, a drugi przyjaciel zmarłego, ojciec bibliotekarz, przekładał zgorszonym, że fakt rozkładu ciała niema najmniejszego związku ze świątobliwością nieboszczyka, nikt go nie słuchał i słuchać nie chciał. Podnieśli też głos i tacy z pośród braci zakonnej, którzy byli zdecydowanymi przeciwnikami samejże instytucyi starców, uważając ją za szkodliwe nowatorstwo. „Nową modę zaprowadzał”, „ciału dogadzał, jadł naprzykład konfitury wiśniowe z herbatą”, „na kolana przed nim padali, a on przyjmował to, jako sobie należne” i zarzutom tego rodzaju końca nie było. Słuchał ich uważnie obdorski braciszek, wzdychając głęboko i znacząco kiwając głową. „Słusznie widać mówił wczoraj ojciec Ferapant” — powtarzał sobie w duchu, a właśnie w tejże chwili ojciec Ferapont ukazał się między innymi. I do jego pustelniczej celki dostała się wiadomość o tak widocznym sądzie Bożym nad zmarłym, a udzielił mu jej, prawdopodobnie, wczorajszy jego gość z Obdorka. Ojciec Paisy, znający dobrze środowisko, wśród którego przebywał, zdawał sobie sprawę z tego nagłego przełomu opinii, i przeczuwał, co dalej nastąpi, spokojnie i bez trwogi. Wkrótce też w sieniach, obok celi zmarłego, powstał gwar i szum, naruszający spokój i powagę należną domowi żałoby. Szum ten i hałas robili ludzie, towarzyszący tłumnie ojcu Ferapontowi, którzy jed-