Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

blowe banknoty, których widok wywarł na biednego Śniegirowa wprost piorunujące wrażenie. W pierwszej chwili było to tylko zdziwienie na myśl, że ktoś mógł mu pośpieszyć z pomocą i to tak znaczną.
— To dla mnie, dla mnie? tyle pieniędzy? od czterech lat nie miałem w ręku tak znacznej sumy. I mówi pan, że przysyła to, jak siostra, i to naprawdę, naprawdę?
— Przysięgam panu, że tak powiedziała, dając mi to zlecenie.
— Posłuchaj mnie pan, gołąbku, posłuchaj.
A jeżeli przyjmę, czy nie będziesz mnie pan uważał za nikczemnika, czy w oczach twoich nie stanę się podłym? Aleksy Fedorowiczu, pan powioda, że ona mi to przysyła, jak siostra, ale gdy przyjmę, czy nie uczuje dla mnie w duszy pogardy? jeśli ja przyjmę, co?
— Och nie, nie, na zbawienie duszy mojej klnę się, że nie.
— Posłuchaj pan, Aleksy Fedorowiczu, posłuchaj, bo przyszła wreszcie taka godzina, że trzeba mnie wysłuchać. Pan nawet wyobrażenia nie masz, czem mogą być dla mnie te pieniądze, — wołał biedak przechodząc stopniowo w stan jakiegoś bezładnego, dzikiego prawie uniesienia. Mówił urywanie, szybko, bez tchu prawie, jakby się lękał, że mu nie dadzą wszystkiego wypowiedzieć. — Czy pan to pojmuje, że w takim razie mógłbym podleczyć trochę mameczkę (to znaczy moją żonę) i Ninę, tego mego anioła garbatego. — Przyjeżdżał tu do nich doktór Herzenszube, tak z do-