Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

czach, ulegać panu będę we wszystkiem, i to z całą rozkoszą, i to przez całe życie, przysięgam panu, — wołała gorąco Liza. — Nie dość na tem, przysięgam na wszystko, że nie będę pana nigdy podpatrywała, ani podsłuchiwała, choćbym niewiem jak chciała, i listu żadnego nie otworzę, ponieważ pan uważałbyś to za rzecz nieszlachetną. — Nie wiem, czy to moje przywidzenie, ale zdaje mi się, że pan musisz mieć także jakieś tajemne, ukryte zmartwienie, oprócz tych wszystkich kłopotów i trosk, o których mówiliśmy.
— Istotnie, mam ukryte zmartwienie. Widzę, Lizo, że kochasz mnie naprawdę skoro to odgadłaś.
— Jakież to? czy mogę wiedzieć? — pytała Liza z nieśmiałą prośbą.
— Potem ci powiem, Lizo, potem — mówił niepewnie Alosza. — Teraz nie zrozumiałabyś może, a może i ja sam tego nie rozumiem.
— Ja, prócz tego, wiem, że pan się martwi braćmi i ojcem.
— Tak, braćmi zwłaszcza, — szepnął Alosza sam do siebie.
— Nie lubię pańskiego brata, Iwana, — zauważyła nagle Liza.
Uwaga ta zdziwiła Aloszę, ale nie podniósł jej.
— Bracia moi gubią się, ojciec także, a w dodatku gubią drugich wraz z sobą. To już taka żywiołowa siła Karamazowych, jak mówi ojciec Paisy. Siła żywiołowa, a przytem jakaś niesamowita. Czy unosi się nad nią duch Boży? niewiem,