Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

Alosza opowiedział szczegółowo bratu przypadkowe swoje spotkanie z kucharzem ojca.
Słuchając tego, Iwan spochmurniał.
— Co ci jest? — spytał Alosza. — Czy to Smerdiakow cię draźni?
— Ach nie, nie o to idzie, dyabli go bierz. Ale istotnie chciałem się widzieć z Dymitrem, teraz już nie czas — odrzucił niechętnie Iwan.
— Więc ty naprawdę jutro wyjedziesz?
— Tak.
— A cóż będzie z Dymitrem? co z ojcem? jak się to między nimi skończy? — pytał trwożnie Alosza.
— A ty wciąż swoje. Cóż ja? cóż mnie to obchodzi? czy jestem stróżem brata Dymitra? — odrzekł z rozdraźnieniem Iwan. — Kainowa odpowiedź Bogu, na zapytanie o brata, pomyślałeś to zapewne w tej chwili. Ale czyż w samej rzeczy nie mam prawa uchylić się od tego stróżowania. Skończyłem swoje interesa i jadę. Nie myślisz chyba, jak drudzy, że zazdrosny jestem o Dymitra, i usiłuję mu odbić jego „krasawicę”, Katarzynę Iwanównę. Do dyabła! mogłem mieć przecie swoje własne sprawy, skończyłem je i jadę. Tak, skończyłem je dziś rano, widziałeś sam, byłeś świadkiem.
— U Katarzyny Iwanównej?
— Tak, u niej. Miałem z nią swoje własne rachunki, nie mające nic wspólnego z Dymitrem. Co mnie do Dymitra? Swoją drogą, sam wiesz, że Dymitr tak postępował, jakby był ze mną w zmo-