Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

czonych sercach. Mimo to, wierz mi, że jest wśród ludzi dużo Chrystusowej prawie miłości, sam widziałem, Iwanie.
— Ale ja nie widziałem, a dokąd nie zobaczę, nie pojmę, i ze mną wielu ludzi. I niewiem, czy pochodzi to ze złych skłonności, które wykluczają miłość, czy też taka jest wogóle natura ludzka. Mojem zdaniem, miłość Chrystusowa, to cud, którego się na ziemi nie spotyka. Prawda, że On był Bogiem, a my bogami nie jesteśmy. Np. ja, cierpieć mogę nieskończenie, a nigdy drugi człowiek dowiedzieć się nie może, do jakiego stopnia cierpię, poprostu dlatego, że to drugi człowiek, nie ja, a prócz tego, rzadko człowiek zgadza się na to, aby uznać cierpienie drugiego, jakby to była wyższość jaka lub ranga. A dlaczego, jak myślisz, cierpienia tego nie uzna? Bo np. jeden ma jakieś kalectwo, drugi głupią twarz, a trzeci nastąpił mu na nogę. Przytem są różne gatunki cierpień. Na cierpienie poniżające, upokarzające, np. głód fizyczny, zgodzi się bliźni mój i dobroczyńca, ale w cierpienie wyższego gatunku, dla idei np., nie uwierzy nigdy, a przynajmniej rzadko. Bo np. twarz moja wyda mu się zupełnie inną, niż ta, którą, jak sobie wyobraził, mieć musi człowiek cierpiący dla idei. Niema wtedy dla mnie żadnego współczucia, i to nie ze złego serca. Ubodzy, zwłaszcza ze sfer inteligentnych, nie powinni nigdy osobiście prosić o jałmużnę, raczej za pośrednictwem gazet. Znosimy jeszcze żebraków, takich, jakich się widuje na scenie, w balecie, gdzie pląsają z wdziękiem w jedwabnych łach-