Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

lanej krwi. Nie, nie zapomniałem. Dziwno mi, tylko, żeś tak późno dopiero wspomniał o Nim, bo zwykle twoje „wszystkie spory i dysputy” od Niego się zaczynają i zasłaniają się Jego imieniem. A czy wiesz, że ja napisałem na ten temat poemat cały.
— Ty napisałeś poemat? — pytał zdziwiony Alosza.
— Nie, właściwie nie napisałem, — uśmiechnął się Iwan. — W życiu swojem nie skleiłem dwóch wierszy, ale poemat ten wyśniłem, wymarzyłem, mam go w głowie. Mógłbym ci go w każdej chwili przeczytać, właściwie wypowiedzieć, gdybyś chciał posłuchać.
— Ale owszem, posłucham chętnie.
— Poemat mój nazywa się „Wielki Inkwizytor”.





NIEJASNE TRWOGI.

Iwan Fedorowicz rozstawszy się z Aloszą, udał się do domu ojca. Po drodze zauważył, że napada go jakaś dziwna, niewytłómaczona, a z każdą chwilą rosnąca troska. Nie to było dziwne, że doświadczał tego uczucia, zdarzało mu się to przecie i dawniej, ale, co mu najbardziej ciężyło, to, że nie mógł sobie zdać sprawy, na czem troska owa polega. Przechodził myślą rozmaite przyczyny, które stan ów wywołać mogły, rozumiał, że wzruszyła go rozmowa z Aloszą, w któ-