Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszę się przyznać, — mówił Smerdiakow, z pedantycznym spokojem, — że między mną a Fedorem Pawłowiczem są umówione znaki. Niewiem, czy pan zauważył, że od kilku dni Fedor Pawłowicz zamyka się w nocy na wszystkie zamki i nikogo do siebie nie puszcza, nawet Grigora Wasilewicza. Ja jeden mam wstęp do niego i pomagam mu przy rozbieraniu się, chociaż także nocuję w oficynie. Wszystko to dlatego, że ojciec wasz wyczekuje codzień przyjścia Agrafii Aleksandrównej i nie chce, aby mu kto wtedy przeszkodził. Czeka jej z dnia na dzień i jest formalnie pomieszany na tym punkcie! Mnie polecił czuwać codzień do północy, a gdy ją dostrzegę, dać mu znać, stukając trzy razy do okna. Oprócz tego, w razie, gdyby zaszło coś nadzwyczajnego, gdyby np. wpadł nagle Mitka, jak on go nazywa, to mam inne znaki umówione. Fedor Pawłowicz boi się bardzo pana Dymitra, dlatego myśli, że Grusza przyjść może tylko w sekrecie przed nim. Tymczasem te umówione znaki znane są teraz i p. Dymitrowi.
— Jakim sposobem?
— Ja mu je odkryłem.
— Jak śmiałeś?
— Wydałem je ze strachu. Jakżebym ośmielił się ukrywać coś przed Dymitrem Fedorowiczem, który codzień nalegał mnie. „Ty mnie, powiada, oszukujesz, ty przedemną coś ukrywasz, ręce i nogi ci połamię.” Tak tedy wydałem mu te znaki, żeby się przekonał, że mu wszystko donoszę i nie oszukuję go.