Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale pamiętaj, że gdyby Dymitr chciał skorzystać z tej wiadomości i próbował dostać się tu w nocy, ty nie odważ się go wpuszczać.
— A jeżeli będę miał właśnie wtedy atak epileptyczny, jakże go będę mógł wtedy nie wpuścić, a i tak nie wiem, czybym się ośmielił stawić opór takiemu zawziętemu człowiekowi.
— Cóż u dyabła, zkądże ty masz taką pewność, że przyjdzie na ciebie atak epileptyczny? Drwisz ze mnie, czy co?
— Jakżebym śmiał drwić. Nie do śmiechu mnie teraz, kiedy w ciągłym strachu żyję. Mam przeczucie, że dostanę ataku; to można przeczuć i jestem pewien, że przyjdzie.
— A choćbyś i dostał ataku, może cię wtedy zastąpić Grigor, a on już z pewnością Dymitra nie wpuści.
— Kiedy, bo widzi pan, ja Grigorowi umówionych znaków wydać nie mogę bez wiedzy Fedora Pawłowicza, a przytem Grigor teraz także jakiś nieswój i Marta leczy go swojem lekarstwem, t. j. ziołami, których sekret sama tylko zna. Zioła to bardzo mocne, a gdy się oboje napiją, bo i ona pije dla kompanii, to walą się jak kłody i śpią jak zabici; z pewnością też nie usłyszą, gdyby kto wchodził.
— Cóż to za brednie opowiadasz mi. Wygląda to, jakbyś wszystko umyślnie ukartował! Tobie ma przyjść na zawołanie atak epileptyczny, ci tam znowu leżeć mają bez pamięci, cóż to wszystko znaczy? — zawołał Iwan, groźnie marszcząc brwi.